Odrobaczanie – efekty i moje spostrzeżenia

Przyszedł czas na podsumowanie mojego odrobaczania. Specjalnie nie pisałam Wam tego posta od razu po zakończeniu kuracji, bo chciałam mieć pełny ogląd sytuacji. Dziś jest ten dzień, kiedy mogę w pełni opowiedzieć Wam o tym, jakie są efekty i moje spostrzeżenia.

Odrobaczanie – kuracja 3-dniowa

Jak wiecie z poprzedniego posta, moja kuracja przeciwpasożytnicza polegała na piciu na czczo zmielonego siemienia lnianego z goździkami w szklance letniej wody. Z moich informacji, które znalazłam w wiarygodnych źródłach, wynika, że taka kuracja może trwać do 7 dni, po czym należy zrobić przerwę. Tak odrobaczać się można nawet kilka razy w roku.

Ja natomiast zdecydowałam się na 3 dni takiej kuracji, gdyż to była moja pierwsza i sama czułam, że te trzy dni na razie wystarczą. Pamiętajcie, że robiąc taką czy inną kurację odrobaczającą, czy też detoksykującą, należy pić jak najwięcej wody mineralnej niegazowanej, a także herbat ziołowych. Jedno to jest to, że przyjmujemy „coś”, co działa na robaki, a drugie to nawodnienie, dzięki któremu one wraz z toksynami przez siebie produkowanymi wychodzą z naszego organizmu. Ja przez całą kurację i nawet kilka następnych dni piłam około 4 litrów płynów – wody oraz naparów z ziół. Efekt? Nie bolała mnie głowa, natomiast chodziłam sikać dosłownie co 20 minut. I o to właśnie chodzi!

Odrobaczanie – moje spostrzeżenia

Podczas samej kuracji nie odczuwałam żadnych dolegliwości bólowych. Trzeciego dnia dopiero zaczęło się takie porządne oczyszczanie. Wiecie, co mam na myśli… sraczka! Bingo! I to właśnie tego trzeciego dnia odwiedzając toaletę po raz 6, stwierdziłam, że na tych 3 dniach trzeba poprzestać. Oczyszczanie organizmu nie zakończyło się jednak tego dnia. Trwało przez kolejne kilka dni, choć już z dużo mniejszym nasileniem.

Cały syf wychodził ze mnie, bo odczuwałam pieczenie, a także zapach był dość niestandardowy. Moim zdaniem, ta kuracja również całkiem solidnie oczyściła moje jelita z różnych złogów. I z tego się cieszę, choć odczuwałam wówczas bóle brzucha, takie swoiste przelewanie się treści jelitowych. Nawadniałam się wtedy oczywiście nadal, bo to było chyba najważniejsze dla powodzenia całego procesu oczyszczania.

Odnoszę też wrażenie, że to oczyszczanie wyjałowiło mi nieco florę bakteryjną jelit, dlatego przez około 5 dni przyjmowałam probiotyk. Dzięki temu jelita się uspokoiły, a sraczka samoistnie ustała. Brzuch też przestał boleć i generalnie wygląda na to, że wszystko wróciło do normy.

Odrobaczanie – o tym warto wiedzieć

To, co wydaje mi się bardzo istotne, to pomimo wzmożonej chęci na słodycze w czasie kuracji odrobaczającej, nie należy poddawać się tej pokusie. Wiecie, że cukier jest jak red bull dla pasożytów, dlatego nie warto ich zasilać, skoro pracuję nad tym, żeby się ich pozbyć.

Nie przyglądałam się swojej kupie, więc nie wiem, co ze mnie wychodziło. Wystarczy mi natomiast to, jak się teraz czuję. A czuję się o niebo lepiej! Mam wrażenie, że lepiej trawię to, co zjadam, że pozbyłam się zbędnego balastu, że przynajmniej część pasożytów ze mnie wyszła. Uważam, że ta kuracja jest przyjemna w smaku, nie mam problemu z piciem takich mikstur. Jednocześnie uważam, że ona działa. Ja na pewno ją powtórzę i znajdę taki czas, kiedy będę mogła wytrwać dłużej i przesiedzieć to oczyszczanie w łazience w miarę potrzeby. Bo wiecie… ciężko ze sraczką chodzić do pracy. Jednak mając tydzień wolnego, można spokojnie oczyścić się w ten sposób w znacznie większym stopniu.

Ja zdecydowanie oceniam tę kurację na plus, choć mam świadomość, że nie oczyściłam się ze wszystkich pasożytów. Być może tylko z ich niewielkiej części, ale i tak jestem zadowolona. Powtórzę ją na pewno, a także przeprowadzę detoks wątroby. Jaki? Śledźcie mojego bloga, by być na bieżąco!

dołącz do mnie na facebook